poniedziałek, 10 listopada 2014

„Jeśli nie jesteś Tutsi ani Hutu i te sprawy” – spektakl Umwuka

Parafrazując Laskę, bohatera kultowego filmu Chłopaki nie płaczą, jeśli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód albo konflikt międzyplemienny, masz wszelkie predyspozycje do tego, by rozporządzać swoim życiem tak, jak masz na to ochotę. Jednak współczesna sztuka próbuje nam pokazać, że nie do końca jest to prawda, a to, kim będziemy, może być determinowane przez osoby i wydarzenia, których nigdy byśmy się nie spodziewali. O tym i innych problemach traktuje musical pt. Umwuka.

Umwuka – w języku kinyarwanda oznacza ducha lub oddech. W czerwcu tego roku w Teatrze Muzycznym Capitol miała miejsce premiera musicalu o tym tytule, opowiadająca o ludobójstwie w Rwandzie sprzed dwudziestu lat. Od pierwszego spektaklu minęło już parę miesięcy, a my wciąż niewiele wiemy o tragicznych wydarzeniach w Afryce. Przyznam, że dopóki nie obejrzałam Umwuki i nie sięgnęłam po reportaż Wojciecha Tochmana Dzisiaj narysujemy śmierć, który był inspiracją do powstania sztuki, nie miałam pojęcia co właściwie się działo, ilu ludzi zginęło, kto na tym ucierpiał. Zaczęłam pytać napotkane osoby czy wiedzą coś o tym konflikcie. Większości z nas znane są hasła Tutsi i Hutu – te dwa słowa paradoksalnie zostały na stałe złączone w naszych skojarzeniach. Ale nic ponadto. Twórcy Umwuki umożliwiają nam zapoznanie się z niewiarygodną i krwawą historią w nienachalny, choć poruszający sposób – w formie niezwykłego musicalu.

Akcja spektaklu dzieje się w Rwandzie, można powiedzieć, że w dzisiejszych czasach. Widzowie zostają uświadomieni jak wygląda życie na co dzień w Rwandzie, jakie są podziały w jej społeczeństwie i dlaczego są tak wyraźne. W tym maleńkim kraju mieszkają trzy plemiona: Hutu (ok. 85% ludności), Tutsi (ok. 14%), którzy  i Twa (ok. 1%). W przeszłości dochodziło między nimi do konfliktów, jednak w zasadzie ludzie żyli w zgodzie,  zdarzały się mieszane małżeństwa, dzieci uczęszczały do tych samych szkół.  Aż do 6 kwietnia 1994, kiedy zestrzelony został samolot, którym leciał prezydent Rwandy, pochodzący z plemienia Hutu Juvénal Habyarimana. Był to pretekst, żeby rozpocząć od dawna przygotowywaną akcję przeciw Tutsi – nazywanych przez Hutu karaluchami. Zaczęło się prawdopodobnie największe ludobójstwo w dziejach świata przy użyciu broni białej, czyli setek tysięcy lśniących maczet sprowadzonych z Chin. Mordowanie trwało trzy miesiące, a zabito milion osób – dziesięć tysięcy ludzi dziennie, ponad czterysta w jednej godzinie, siedem na minutę. Ludzi katowano, gwałcono, zmuszano do niewyobrażalnych okrucieństw również wobec siebie. Bojówki Hutu – Interahamwe („Walczący razem”) -  tępiły bez litości nie tylko „karaluchy Tutsi”, ale także współplemieńców, którzy nie chcieli mordować lub ośmielili się udzielić ofiarom pomocy. Bałam się, w jaki sposób ta historia zostanie przeniesiona na scenę – czy będę zmuszona oglądać drastyczne, szokujące sceny obrazujące okrucieństwo katów? Czy wszystkie gwałty i wyrafinowane tortury zostaną pokazane dosłownie, by uzmysłowić widzowi ogrom cierpienia, który przez sto dni zalewał Rwandę? Aktualnie w teatrach spostrzegam mnóstwo niepotrzebnych kontrowersji, nagości użytej jako normalny środek przekazu, tendencje do poruszenia człowieka na siłę, poprzez obraz, a historia ludobójstwa z 1994 roku doskonale nadawała się do takiej realizacji. Jednak Umwuka odwołuje się do tych wydarzeń w sposób bardziej metaforyczny i informacyjny, czasami nawet przez czarny humor. Aktorzy wcielają się w osoby, które zetknęły się z masakrą z różnych stron, każdy opowiada zdarzenia z własnej perspektywy, między innymi: zgwałcone kobiety, znienawidzone przez matkę dziecko – owoc przemocy, żołnierze ONZ, którzy nie ingerowali w wydarzenia, psychiatra, jeden z trzech w całym kraju, ubolewający, że nie może pomóc ocalonym z rzezi, morderca siedzący w więzieniu nie uznając swojej winy, żona kata zaprzeczająca wszelkim zbrodniom męża i innych mężczyzn. Dzięki ich opowieściom możemy wyobrazić sobie co czują ludzie, którzy przeżyli ludobójstwo. Możemy postawić się na ich miejscu, zagłębić w emocje, które na co dzień zmuszeni są skrywać. Twórcy spektaklu również ubolewają nad obojętnością świata, pokazują czym wtedy ludzkość żyła: mundialem, samobójstwem Kurta Cobaina, premierą Króla Lwa, a w Polsce – Edytą Górniak na Eurowizji. Umwuka porusza wiele wątków, które autentycznie skłaniają do refleksji – mimo że nie przepadam za tym spowszedniałym  wyrażeniem, tutaj żadne inne nie będzie lepiej pasowało.

Oprócz przekazu spektakl może pochwalić się doskonałą muzyką, która wprowadza klimat Czarnego Lądu, wszystkie piosenki wykonane są z zaangażowaniem i szczerością. Oczywistym jest, że dla aktorów to nie tylko zwykłe przedstawienie, każdy je na swój sposób przeżywa. Dzieje się tak głównie dlatego, że jest to opowieść uniwersalna – mówi o podziałach w społeczeństwie, które dotychczas żyło ze sobą w zgodzie, o manipulacji, niesprawiedliwości. Pochyla się nad pojedynczymi przypadkami, a każda z tych historii mogła zdarzyć się każdemu i wszędzie. Rozmawiając z księdzem, który spędził wiele lat na misjach w Afryce, uświadomiłam sobie, że podobne konflikty wciąż tam mają miejsce, a wszystkie są z góry sterowane i finansowane. Wykorzystuje się fakt, że plemiona chcą przejąć władzę nad krajem, szukają zemsty za swoje krzywdy i tak powstaje błędne koło nienawiści. Nie ma strony, która zawsze zawsze występuje w roli ofiary lub kata. Nie ma „dobrych Tutsi” i „złych Hutu”. Ale faktem jest, że przy każdym zatarciu cierpią tysiące niewinnych ludzi. Umwuka wyraźnie ukazuje dramat jednostki, jednocześnie sugerując, że podobny los może spotkać każdego z nas, że powinno być to zmartwienie nie tylko całej Afryki, ale i reszty świata. My w Polsce czujemy się raczej bezpiecznie, ale czy słusznie? W Rwandzie nikt nie spodziewał się ataku na samolot prezydencki, ani tym bardziej okrutnej wojny, która nastąpiła potem.


Umwuka nie jest zwykłym musicalem, o czym również świadczy zaproszenie na  Festiwal Nowego Teatru w Rzeszowie (15-21 listopada). W Capitolu spektakle zostaną wznowione w przyszłym roku, dlatego myślę, że warto znaleźć czas, by zajrzeć do paru źródeł, może przeczytać książkę Wojciecha Tochmana, a za jakiś czas wybrać się do teatru. Moim zdaniem to dobra propozycja dla tych, którzy we współczesnej sztuce szukają czegoś więcej niż dosadne prowokacje, lub po prostu chcą doświadczyć czegoś poruszającego, zrealizowanego w pięknej w formie. Wciąż jestem pod wrażeniem subtelnego, jak na tak drastyczny temat, wykonania. Każdemu życzę podobnych doznań i szczerze polecam Umwukę.

M.F.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz