Co jest najtrudniejsze w pracy kardiochirurga?
10 października na ekranach polskich kin pojawił się
obsypany nagrodami na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
film „Bogowie” w reżyserii Łukasza Palkowskiego z Tomaszem Kotem w roli głównej.
To historia pierwszego udanego przeszczepu serca wykonanego przez zespół prof.
Zbigniewa Religi – opowiedziana rzetelnie i bez zbędnych fajerwerków. I całe szczęście,
bo historie takie bronią się same.
Zbigniewa Religi nie
trzeba nikomu przedstawiać. Zyskał w Polsce sławę jako znakomity kardiochirurg,
pod koniec życia działał również jako polityk. Większość z nas zapewne pamięta
słynne zdjęcie z magazynu „National Geographic”, na którym zmęczony Religa
siedzi obok łóżka pacjenta po przeszczepie serca, a w tle, w kącie sali śpi
asystent chirurga. Palkowski postanowił skupić się wyłącznie na kilku latach
poprzedzających wykonanie tej fotografii. Nie rozwodzi się nad dzieciństwem
głównego bohatera, nie ukazuje początków jego kariery, nie zajmuje się też
schyłkiem życia profesora. Interesuje go droga jaką lekarz przebył od momentu,
gdy zakiełkowała w jego głowie myśl o przeszczepie serca, do skutecznego
zrealizowania tego pomysłu. Nie można
pominąć faktu, iż w Polsce lat osiemdziesiątych, coś takiego wydawało się
prawie nieosiągalne, a nawet graniczyło z szaleństwem.
Film wyraźnie, ale nie
nachalnie pokazuje rzeczywistość ostatniej dekady PRL-u i mentalność ówczesnych
ludzi. Z dzisiejszej perspektywy pytanie, czy mąż z nowym sercem przestanie
kochać żonę albo obawy, że dawca serca będzie Żydem (lub, nie daj Boże,
kobietą) wydają się nieco zabawne, jednak lekarze faktycznie musieli, a podobno
czasem nadal muszą (!), borykać się z takimi problemami. Co do przedstawienia
panującego wówczas ustroju, twórcy filmu wykazali się sporym wyczuciem. Nie
jest to film o walce z całym systemem, dlatego polityki pojawia się tylko tyle,
ile rzeczywiście potrzeba, by uświadomić widzowi z jakimi trudnościami mierzył
się zespół Religi. Charakteru retro dodają elementy żywcem wyjęte z tamtych
czasów: Fiat 125p, kawa w szklankach i dosłownie wszechobecne papierosy.
Sporym atutem filmu jest
jego przezroczystość. Mam na myśli bardzo prosty, niezwracający na siebie uwagi
montaż, brak retrospekcji, achronologii i innych efektów, które w tym przypadku
psułyby dynamikę historii, którą dobrze śledzi się właśnie w takiej ascetycznej
formie. Owa prostota nie zawsze jest przyjemna, ale na pewno szczera do bólu.
Widz nie dostaje taryfy ulgowej, widzi dokładnie przebieg fragmentów operacji –
nacinanie klatki piersiowej, wyciąganie organów na zewnątrz. Dla osób źle
reagujących na tego typu widoki może być to bardzo męczące.
Jednym z głównych
zarzutów wobec polskiego kina są zbyt długie, miałkie i nudne dialogi. W
„Bogach” nie znajdziemy nic podobnego, Krzysztof Rak stanął na wysokości
zadania i stworzył scenariusz, w którym żadna kwestia nie pojawia się bez
powodu (wiele ważnych scen w ogóle obywa się bez dialogów) i który przede
wszystkim brzmi wiarygodnie. Nie brakuje ciętych ripost i – co zrozumiałe przy
tak stresującej profesji – wulgaryzmów, a odrobinę lekkości do poważnego tematu
filmu dodaje humor sytuacyjny. Głównego bohatera poznajemy jednak nie poprzez
słowa, ale czyny, bowiem Zbigniew Religa był właśnie człowiekiem czynu.
W tym momencie wypada
wreszcie poświęcić uwagę kreacji Tomasza Kota, który wykonał ogromną pracę, aby
dobrze przygotować się do tej roli. To nie pierwszy raz, kiedy przychodzi mu
podjąć ryzyko wcielenia się w ważną dla Polaków osobę. W 2005 roku zagrał Ryśka
Riedla – legendarnego wokalistę zespołu „Dżem”. Zarówno wtedy, przy pracy nad
„Skazanym na bluesa”, jak i teraz, szykując się do roli w „Bogach”, poważnie
podszedł do zadania. Spędził wiele godzin na rozmowach z bliskimi Religi,
dzięki czemu dowiedział się więcej nie tylko o istotnych dla zbudowania postaci
gestach i nawykach, ale również o mimice
i postawie kardiochirurga. Kot nauczył się np. chodzić w charakterystycznie
przygarbionej pozycji i odpowiednio mrużyć oczy. Jeszcze trudniejszym zadaniem
niż fizyczne upodobnienie się do głównego bohatera okazało się oddanie jego
charyzmy, wytrwałości, trudnego charakteru (potrafił bowiem pod wpływem
chwilowego wzburzenia zwalniać ludzi z pracy, a po kilku minutach przyjmować
ich z powrotem) i emocji, jakie towarzyszyły mu podczas tworzenia historii
transplantologii. Aktor przedstawił Zbigniewa Religę jako postać wyrazistą, ale
niejednoznaczną, wielowymiarową. Z jednej strony to wizjoner, świetny przywódca
dla ambitnego zespołu, człowiek wytrwale dążący do osiągnięcia celu. Z drugiej
strony wybitny kardiochirurg to tyran, pracoholik, który niewiele czasu
poświęca żonie (tu gratulacje dla Magdaleny Czerwińskiej – w tych kilku
naprawdę króciutkich scenach, w których się pojawiła, zdążyła w wiarygodny
sposób przedstawić „świętą”, ciągle będącą w cieniu dla swojego męża, Annę
Religę). Skłania do dyskusji fakt, dlaczego Religa traktował pacjentów tak
bezosobowo, nie chciał znać faktów z ich życia, nie chciał się z nimi poznawać.
Wiele osób tłumaczy to brakiem empatii, ale mnie wydaje się, że jest przeciwnie
– to właśnie strach przed emocjonalnym związaniem się z pacjentem sprawiał, że
lekarz unikał osobistych relacji. Trudniej jest przecież operować kogoś, kogo
się zna, a stres chirurga może wpłynąć na wynik operacji.
W „Bogach” jest wiele
zapadających w pamięć scen. Dla mnie osobiście dużym zaskoczeniem była
odpowiedź profesora Jana Molla na pytanie, które sam zadał Zbigniewowi Relidze:
„Co jest najtrudniejsze w pracy kardiochirurga?”. Nie będę zdradzać, jak
brzmiała owa odpowiedź i jaki wpływ miała na dalsze wydarzenia, ale to
zdecydowanie jeden z moich ulubionych fragmentów filmu. Wiele mówi nie tylko o
samym głównym bohaterze, ale i o każdym, kto podejmuje się tak odpowiedzialnej
pracy.
„Bogowie” to film, który
trudno nazwać arcydziełem, otwierającym jakiś nowy rozdział w historii kina.
Jest to jednak dzieło solidne, nakręcone z wielką starannością i poczuciem
smaku. Trochę bawi, trochę wzrusza i mimo że z góry znamy zakończenie, trzyma w
napięciu i skłania do ciągłego kibicowania ekipie z kliniki w Zabrzu.
AD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz