„Jeśli nie jesteś Tutsi ani Hutu i te sprawy” –
spektakl Umwuka
Parafrazując Laskę, bohatera kultowego filmu Chłopaki nie płaczą,
jeśli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód albo konflikt
międzyplemienny, masz wszelkie predyspozycje do tego, by rozporządzać swoim
życiem tak, jak masz na to ochotę. Jednak współczesna sztuka próbuje nam
pokazać, że nie do końca jest to prawda, a to, kim będziemy, może być
determinowane przez osoby i wydarzenia, których nigdy byśmy się nie
spodziewali. O tym i innych problemach traktuje musical pt. Umwuka.
Umwuka – w języku kinyarwanda oznacza ducha
lub oddech. W czerwcu tego roku w Teatrze Muzycznym Capitol miała miejsce
premiera musicalu o tym tytule, opowiadająca o ludobójstwie w Rwandzie sprzed
dwudziestu lat. Od pierwszego spektaklu minęło już parę miesięcy, a my wciąż
niewiele wiemy o tragicznych wydarzeniach w Afryce. Przyznam, że dopóki nie
obejrzałam Umwuki i nie sięgnęłam po reportaż Wojciecha Tochmana Dzisiaj
narysujemy śmierć, który był inspiracją do powstania sztuki, nie miałam
pojęcia co właściwie się działo, ilu ludzi zginęło, kto na tym ucierpiał.
Zaczęłam pytać napotkane osoby czy wiedzą coś o tym konflikcie. Większości z
nas znane są hasła Tutsi i Hutu – te dwa słowa paradoksalnie zostały na stałe
złączone w naszych skojarzeniach. Ale nic ponadto. Twórcy Umwuki umożliwiają
nam zapoznanie się z niewiarygodną i krwawą historią w nienachalny, choć
poruszający sposób – w formie niezwykłego musicalu.
Akcja spektaklu dzieje się w Rwandzie, można powiedzieć, że w
dzisiejszych czasach. Widzowie zostają uświadomieni jak wygląda życie na co
dzień w Rwandzie, jakie są podziały w jej społeczeństwie i dlaczego są tak
wyraźne. W tym maleńkim kraju mieszkają trzy plemiona: Hutu (ok. 85% ludności),
Tutsi (ok. 14%), którzy i Twa (ok. 1%).
W przeszłości dochodziło między nimi do konfliktów, jednak w zasadzie ludzie
żyli w zgodzie, zdarzały się mieszane
małżeństwa, dzieci uczęszczały do tych samych szkół. Aż do 6 kwietnia 1994, kiedy zestrzelony
został samolot, którym leciał prezydent Rwandy, pochodzący z plemienia Hutu Juvénal Habyarimana. Był to
pretekst, żeby rozpocząć od dawna przygotowywaną akcję przeciw Tutsi –
nazywanych przez Hutu karaluchami. Zaczęło się prawdopodobnie największe
ludobójstwo w dziejach świata przy użyciu broni białej, czyli setek tysięcy
lśniących maczet sprowadzonych z Chin. Mordowanie trwało trzy miesiące, a
zabito milion osób – dziesięć tysięcy ludzi dziennie, ponad czterysta w jednej
godzinie, siedem na minutę. Ludzi katowano, gwałcono, zmuszano do
niewyobrażalnych okrucieństw również wobec siebie. Bojówki Hutu – Interahamwe
(„Walczący razem”) - tępiły bez litości
nie tylko „karaluchy Tutsi”, ale także współplemieńców, którzy nie chcieli
mordować lub ośmielili się udzielić ofiarom pomocy. Bałam się, w jaki sposób ta
historia zostanie przeniesiona na scenę – czy będę zmuszona oglądać drastyczne,
szokujące sceny obrazujące okrucieństwo katów? Czy wszystkie gwałty i
wyrafinowane tortury zostaną pokazane dosłownie, by uzmysłowić widzowi ogrom
cierpienia, który przez sto dni zalewał Rwandę? Aktualnie w teatrach
spostrzegam mnóstwo niepotrzebnych kontrowersji, nagości użytej jako normalny
środek przekazu, tendencje do poruszenia człowieka na siłę, poprzez obraz, a
historia ludobójstwa z 1994 roku doskonale nadawała się do takiej realizacji.
Jednak Umwuka odwołuje się do tych wydarzeń w sposób bardziej
metaforyczny i informacyjny, czasami nawet przez czarny humor. Aktorzy wcielają
się w osoby, które zetknęły się z masakrą z różnych stron, każdy opowiada
zdarzenia z własnej perspektywy, między innymi: zgwałcone kobiety,
znienawidzone przez matkę dziecko – owoc przemocy, żołnierze ONZ, którzy nie
ingerowali w wydarzenia, psychiatra, jeden z trzech w całym kraju, ubolewający,
że nie może pomóc ocalonym z rzezi, morderca siedzący w więzieniu nie uznając
swojej winy, żona kata zaprzeczająca wszelkim zbrodniom męża i innych mężczyzn.
Dzięki ich opowieściom możemy wyobrazić sobie co czują ludzie, którzy przeżyli
ludobójstwo. Możemy postawić się na ich miejscu, zagłębić w emocje, które na co
dzień zmuszeni są skrywać. Twórcy spektaklu również ubolewają nad obojętnością
świata, pokazują czym wtedy ludzkość żyła: mundialem, samobójstwem Kurta
Cobaina, premierą Króla Lwa, a w Polsce – Edytą Górniak na Eurowizji. Umwuka
porusza wiele wątków, które autentycznie skłaniają do refleksji – mimo że nie
przepadam za tym spowszedniałym
wyrażeniem, tutaj żadne inne nie będzie lepiej pasowało.
Oprócz przekazu spektakl może pochwalić się doskonałą
muzyką, która wprowadza klimat Czarnego Lądu, wszystkie piosenki wykonane są z
zaangażowaniem i szczerością. Oczywistym jest, że dla aktorów to nie tylko
zwykłe przedstawienie, każdy je na swój sposób przeżywa. Dzieje się tak głównie
dlatego, że jest to opowieść uniwersalna – mówi o podziałach w społeczeństwie,
które dotychczas żyło ze sobą w zgodzie, o manipulacji, niesprawiedliwości.
Pochyla się nad pojedynczymi przypadkami, a każda z tych historii mogła zdarzyć
się każdemu i wszędzie. Rozmawiając z księdzem, który spędził wiele lat na
misjach w Afryce, uświadomiłam sobie, że podobne konflikty wciąż tam mają
miejsce, a wszystkie są z góry sterowane i finansowane. Wykorzystuje się fakt,
że plemiona chcą przejąć władzę nad krajem, szukają zemsty za swoje krzywdy i
tak powstaje błędne koło nienawiści. Nie ma strony, która zawsze zawsze
występuje w roli ofiary lub kata. Nie ma „dobrych Tutsi” i „złych Hutu”. Ale
faktem jest, że przy każdym zatarciu cierpią tysiące niewinnych ludzi. Umwuka
wyraźnie ukazuje dramat jednostki, jednocześnie sugerując, że podobny los może
spotkać każdego z nas, że powinno być to zmartwienie nie tylko całej Afryki,
ale i reszty świata. My w Polsce czujemy się raczej bezpiecznie, ale czy
słusznie? W Rwandzie nikt nie spodziewał się ataku na samolot prezydencki, ani
tym bardziej okrutnej wojny, która nastąpiła potem.
Umwuka nie jest zwykłym musicalem, o czym również świadczy zaproszenie
na Festiwal Nowego Teatru w Rzeszowie
(15-21 listopada). W Capitolu spektakle zostaną wznowione w przyszłym roku,
dlatego myślę, że warto znaleźć czas, by zajrzeć do paru źródeł, może
przeczytać książkę Wojciecha Tochmana, a za jakiś czas wybrać się do teatru.
Moim zdaniem to dobra propozycja dla tych, którzy we współczesnej sztuce
szukają czegoś więcej niż dosadne prowokacje, lub po prostu chcą doświadczyć
czegoś poruszającego, zrealizowanego w pięknej w formie. Wciąż jestem pod
wrażeniem subtelnego, jak na tak drastyczny temat, wykonania. Każdemu życzę
podobnych doznań i szczerze polecam Umwukę.
M.F.